Informacje – V edycja konkursu

 

V edycja Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego na recenzje teatralne dla młodych krytyków teatralnych zakończona. Łącznie przez pięć lat w konkursie wzięło udział 162 autorów. Członkowie kapituły przeczytali 486 recenzji krytyków, którzy nie ukończyli jeszcze 35 lat, a przeanalizowali spektakle nieomal ze wszystkich teatrów w Polsce.

W tym roku do udziału w konkursu zgłosiło się 33 młodych krytyków teatralnych, którzy nadesłali 99 prac. Kapituła konkursu w składzie: prof. Bożena Frankowska – teatrolog, krytyk teatralny, Sławomira Łozińska – aktorka, Remigiusz Grzela – pisarz, krytyk artystyczny i dr Tomasz Miłkowski – wiceprezydent AICT obradowała w Warszawie.

Do finału zakwalifikowano pięciu młodych krytyków: Marcina Boguckiego, Michała Centkowskiego, Stanisława Godlewskiego, Jakuba Papuczysa i Bartosza Rosenberga.

Uroczyste wręczenie nagród laureatom odbyło się 20 maja w Teatrze Miejskim w Gdyni na zakończenie 13 Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@port. W uroczystej gali uczestniczyli Marcin Bogucki, Stanisław Godlewski i Bartosz Rosenberg.

Laureatem nagrody Prezydenta miasta Gdyni został Stanisław Godlewski. Jego recenzje charakteryzuje rozległość zainteresowań – od teatru niszowego po teatr bliski komercji. Jego teksty odznaczają się umiejętnością rzeczowego opisu, a jednocześnie rzadkim darem oddania atmosfery wspólnoty jednego wieczoru, jaką tworzą artyści i publiczność. Zachowując postawę krytyczną i wyrazistość ocen, autor potrafi docenić walory w spektaklach, które nie budzą jego entuzjazmu. Pozostaje otwarty na nowe poszukiwania i ich autentyzm.

Nagrodę Marszałka Województwa Pomorskiego odebrał Marcin Bogucki. Autor wykazał się wysokimi kompetencjami w opisie i ocenie wykonania dzieł operowych, potwierdzając swoje umiejętności warsztatowe także na terytorium teatru adresowanego do dzieci. Zwracają uwagę walory literackie jego recenzji, w których udaje się autorowi połączyć fachową analizę z klarownością wypowiedzi.

Każda z nagród była w wysokości 5 tysięcy złotych. Natomiast pozostali finaliści zostali docenieni za:

MICHAŁ CENTKOWSKI za osiągnięcia warsztatowe w krótkiej formie, wymagającej szczególnej dbałości o precyzję i piękno wypowiedzi recenzenta.

JAKUB PAPUCZYS za rzetelność opisu i wnikliwe oceny przedstawień, których dobór świadczy o wielkiej wrażliwości społecznej autora.

BARTOSZ ROSENBERG za sugestywne opisy przedstawień i nieunikanie krytycznego ryzyka w ich ocenie, w szczególności za dogłębną, krytyczną analizę spektaklu Krystiana Lupy „Proces”.

Wszystkim Laureatom gratulujemy!

Patron konkursu profesor Andrzej Żurowski zmarł pięć lat temu. Autor ponad 20 książek, które na stałe weszły do kanonu myśli krytycznej polskiego i światowego teatru. Był wiceprezesem Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych IATC/AICT i wiceprezesem Fundacji Theatrum Gedanense, współtworzył Festiwal Szekspirowski w Gdańsku. Pracował w gdańskiej telewizji. Według jego scenariuszy powstały widowiska telewizyjne: Zawsze teatr, Teatr czyli świat, monodramy, spektakle baletowe. Pracował w trójmiejskich teatrach jako kierownik literacki w Studio Rapsodycznym, w Operze Bałtyckiej, w Teatrze Muzycznym i w Teatrze Wybrzeże. Wykładał na Uniwersytecie Gdańskim, Akademii Pomorskiej w Słupsku, w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, a jako visiting profesor prowadził zajęcia w Kanadzie, USA, w Belgii, na Litwie, w Iranie, Czechach.

Organizatorami Konkurs im. Andrzeja Żurowskiego są Prezydent miasta Gdyni dr Wojciech Szczurek, Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk, Klub Krytyki Teatralnej – Polska Sekcja IATC/AICT i Teatr Miejski w Gdyni.

Sekretarz konkursu
Alina Kietrys


Komunikat końcowy V edycji Ogólnopolskiego Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego na Recenzje dla Młodych Krytyków Teatralnych

 

Kapituła V edycji konkursu im. Andrzeja Żurowskiego w składzie: prof. Bożena Frankowska, Sławomira Łozińska, Remigiusz Grzela i dr Tomasz Miłkowski – przewodniczący – wskazała jako finalistów tegorocznej edycji następujących młodych krytyków teatralnych:

Marcina Boguckiego
Michała Centkowskiego
Stanisława Godlewskiego
Jakuba Papuczysa
Bartosza Rosenberga

Kapituła w drugim etapie konkursu oceniała 39 recenzji 13 młodych krytyków. Podkreślono, że w konkursie wzięli udział czołowi recenzenci młodego pokolenia, a poziom prac był wysoki.

Uroczyste wręczenie nagród dwóm laureatom konkursu wyłonionym z grona finalistów odbędzie się 20 maja 2018 w Gdyni, w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w czasie uroczystej gali kończącej 13 Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port. Nagrody laureatom w wysokości 5 tysięcy złotych każda w V edycji konkursu im. Andrzeja Żurowskiego przyznają Prezydent Miasta Gdyni dr Wojciech Szczurek i Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk.

Sekretarz konkursu
Alina Kietrys


Komunikat Kapituły V edycji Ogólnopolskiego Konkursu dla Młodych Krytyków Teatralnych im. Andrzeja Żurowskiego

Kapituła w składzie prof. Bożena Frankowska, Sławomira Łozińska, Remigiusz Grzela i dr Tomasz Miłkowski – przewodniczący Kapituły  na posiedzeniu w Warszawie, po wnikliwej analizie 99 recenzji teatralnych nadesłanych przez 33 młodych krytyków teatralnych z całej Polski, informuje, że do II etapu konkursu zakwalifikowano recenzje następujących krytyków: Marcina Boguckiego, Michała Centkowskiego, Dominika Gaca, Stanisława Godlewskiego, Kingi Kurysi, Marcina Miętusa, Dawida Mlekickiego, Jakuba Papuczysa, Michała Pawłowskiego, Bartosza Rosenberga, Zofii Smolarskiej, Olgi Śmiechowicz  i Ewy Uniejewskiej.

Kapituła podkreśla wysoki i wyrównany poziom nadesłanych prac, które odzwierciedlają ciekawe zjawiska w różnego typu teatrach w Polsce. Równocześnie Kapituła dziękuje wszystkim Autorom za udział w tej edycji konkursu i żywi nadzieję, iż kolejna VI edycja będzie równie interesująca i znowu nadesłane recenzje zaprezentują ciekawą   panoramę polskich dokonań teatralnych.

Równocześnie informujemy, że z przyczyn losowych w tegorocznych obradach Kapitały nie brał udziału reżyser Maciej Prus.

Komunikat o finalistach V edycji konkursu opublikowany zostanie 4 maja 2018 roku.

Sekretarz konkursu
Alina Kietrys


Rozpoczynamy V edycję ogólnopolskiego konkursu im. Andrzeja Żurowskiego

Szanowni Państwo! Z prawdziwą radością obwieszczamy, że młodzi krytycy teatralni mogą już po raz piąty wystartować w konkursie na najlepsze recenzje teatralne minionego sezonu, opublikowane między majem 2017 a końcem marca 2018 roku. Miejscem publikacji mogą być zarówno media tradycyjne: prasa, radio, telewizja jak i nowe media: portale teatralne, media społecznościowe, blogi.

W imieniu Prezydenta miasta Gdynia, Marszałka Województwa Pomorskiego, polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych i Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni mamy przyjemność zawiadomić, że od początku stycznia 2018 roku rozpoczyna się oficjalnie V edycja Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego na recenzje teatralne dla młodych krytyków.

Uwaga! Recenzje należy nadsyłać do 31 marca 2018 roku na adres Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni . Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi w maju 2018, a dwie nagrody: Prezydenta Miasta Gdyni i Marszałka Województwa Pomorskiego zostaną  wręczone podczas finału Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port. Gdyński festiwal będzie odbywał się od 13 do 19 maja 2018 roku.

Konkurs został zainicjowany z myślą o przesłaniu, jakie pozostawił profesor Andrzej Żurowski, wybitny krytyk, badacz teatru, szekspirolog, honorowy wiceprzewodniczący światowego IACT/AICT, który za swoją misję uważał sprzyjanie rozwojowi i doskonalenie młodej krytyki teatralnej. Organizatorzy konkursu podtrzymują tę ideę profesora Andrzeja Żurowskiego. Dotychczasowe edycje konkursu, a zwłaszcza wysoki poziom nadsyłanych prac przez młodych krytyków teatralnych sprawiły, że w krótkim czasie konkurs stał się ważnym zdarzeniem i znaczącym etapem promocji najbardziej utalentowanych, obiecujących młodych recenzentów.

Liczący się dorobek laureatów i finalistów czterech kolejnych konkursów potwierdza celowość oferowanej przez nas konfrontacji i publicznego wyróżniania oraz nagradzania najciekawszych prac młodych  autorów. Konkurs budzi nadzieję na ożywienie obiegu myśli krytycznej i wzbogacenie wymiany doświadczeń, ku czemu IATC /AICT stwarza liczne okazje.

Regulamin V edycji pozostaje bez zmian. Pełna informacja znajduje się na stronie: www.konkurs-zurowski.pl i na FB Konkurs im. A. Żurowskiego.

Bardzo prosimy o spokojną i dokładną lekturę warunków konkursu. Szanse na wzięcie udziału w tym konkursie mają wszyscy publikujący recenzje teatralne, którzy nie przekroczyli 35 roku życia, niezależnie od miejsca publikacji swoich prac. Nie ulega też zmianie skład kapituły oceniającej nadsyłane prace. Jesteśmy zaszczyceni, że w pracach jury uczestniczyć będą nadal: wieloletnia profesorka Akademii Teatralnej Bożena Frankowska, aktorka Sławomira Łozińska, wybitny reżyser Maciej Prus, pisarz i dramaturg, autor wysoko ocenianych publikacji Remigiusz Grzela.

Młodych autorów (do 35 roku życia) serdecznie zapraszamy do udziału w V edycji konkursu.
Nagrody laureatom V edycji konkursu im. Andrzeja Żurowskiego fundują Prezydent Miasta Gdyni dr Wojciech Szczurek i Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk.

Sekretarz Konkursu
Alina Kietrys

Przewodniczący Kapituły
Tomasz Miłkowski


Adam Drozdowski o konkursie im. Andrzeja Żurowskiego

Szanowni Państwo,

poproszono mnie, jako byłego laureata tejże Nagrody, o spisanie kilku myśli przed kolejną edycją Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego, konkursu skierowanego do młodych krytyków teatralnych. Ucieszyłem się, mam poczucie, że to odpowiednie dla nich miejsce.

Nasza praca, praca krytyków teatru, sztuki wielopoziomowej, migotliwej, trudno uchwytnej, jest pracą niewdzięczną. Pełną etycznych pułapek, niosącą sporo życiowych rozczarowań i zawodowych frustracji. Jest też pracą wspaniałą, samoistnie powodującą ciągły rozwój, oferującą doświadczenia niespodziewane, wreszcie – budującą sieć serdecznych relacji niemalże wszędzie, gdzie dane nam będzie z naszym rzemiosłem trafić. Z pierwszego wyliczenia wynika, że narażeni jesteśmy na kryzysy wiary w nasze działania i pokusy koniunkturalnych decyzji: wielu z nas łamie przecież pióro, wielu – przeciwnie – wykorzystuje je w sposób niegodny. Jednak drugie wyliczenie jest powodem, dla którego wszyscy, dla których Teatr, niebywały konglomerat marzeń, przeżyć, idei i mitów, jest pasją tak angażującą, że nie sposób go porzucić; trzymamy się więc naszego zawodu, często nawet wbrew logice, by nie rzec: rozsądkowi.

Rzadko zdarza się, żeby nasza praca spotkała się z bezpośrednią reakcją. Sam, publikując od blisko dekady, miałem tę przyjemność, że ktoś (twórca lub czytelnik) odniósł się do mojej opinii, zadał sobie trud polemiki czy nawet wdzięcznego skwitowania, dokładnie czterokrotnie – na sto kilkadziesiąt tekstów. Czasem jeszcze ktoś ze znajomych rzuci zdanko, czasem nie. A przecież temu powinna służyć nasza praca: otwieraniu dyskusji, wymianie myśli, wzajemnemu rozwojowi. Nikomu z kolegów po fachu nie muszę mówić, że rozwijanie krytycznego warsztatu jest kosztowne i wymaga – również, a może przede wszystkim – rozmów, wzajemnych inspiracji, nawet tłumaczenia sobie kwestii często fundamentalnych. Takich rozmów w naszym środowisku boleśnie brakuje. Pod tym względem Konkurs Żurowskiego jest wspaniałym, chlubnym wyjątkiem: ktoś, a konkretnie komisja złożona zarówno z uznanych praktyków, jak krytyków, pochyla się nad naszą pracą. Argumentuje. Docenia. Jeśli poproszę, żebyście wymienili znane sobie konkursy dla reżyserów, aktorów, dramatopisarzy – ile ich będzie? A dla krytyków?

A przecież wszyscy taplamy się w tym samym środowiskowym bagienku. Nas, profesjonalnie zajmujących się praktyką i krytyką teatru, nie ma przecież tak wiele, wliczając nawet do pełnego rachunku kilkaset grup offowych z kraju i pewnie tyluż krytyków z blogosfery. Jesteśmy małą, zakompleksioną grupką, która chętnie chowa się za butną pewnością, że zajmujemy się najważniejszą rzeczą na świecie. Ale kompleks jest w nas budowany od samego początku: choć warszawska Akademia Teatralna, mieszcząc w jednym budynku wydziały praktyczne i teoretyczny, miała budować przyszłe nasze stosunki zawodowe, pamiętam narracje niektórych, zawsze tych najgłośniejszych, wykładowców, które można streścić w trzech określeniach. Otóż aktorzy to idioci, reżyserzy – bęcwały, a krytycy – pasożyty; oczywiście studenci każdego wydziału słuchali takich rzeczy tylko o kolegach z wydziałów pozostałych. Jak, dostając taki fundament na poziomie studiów, mielibyśmy wejść w życie zawodowe z otwartością na dyskusję, z wzajemnym zaufaniem? Równocześnie po egzaminach tzw. wydziałów praktycznych widzowie, rekrutujący się spośród kolegów ze szkoły, mimo potencjalnych antagonizmów, podchodzą po pokazie do egzaminowanych z sakramentalnym „Dzięki!” i nic nieznaczącym klepnięciem po ramieniu. Ci zaś, którzy wbrew tradycji nie podejdą, którzy zapytani o zdanie po nieudanym występie wyrażą je wprost, natychmiast traktowani są jak wrogowie. „Pasożyty”. Wiele trzeba towarzyskich sytuacji i obustronnej dobrej woli, żeby zbudować na tym relację niepoddającą się urażonej raz dumie.

To podstawowy, wydaje mi się, powód, dla którego w późniejszym zawodowym życiu nie ma rozmów, brakuje dostatecznej wymiany między naszymi zawodami. W spektaklu Urodziny, czyli ceremonie żałobne w czas radosnego święta, zrealizowanym okolicznościowo z okazji jubileuszu gdańskiego Teatru Wybrzeże, znalazła się sekwencja, w której trzy aktorki, akurat w rolach diablic-wampów, dopadają siedzących na widowni krytyków, doskonale poinformowane przez Biuro Obsługi Widza, gdzie ich szukać, i rozbierają ich od pasa w górę, do momentu, do jakiego delikwent im pozwoli. Miałem wątpliwą przyjemność być jednym z rozebranych. I o ile, być może dzięki doświadczeniu bycia po drugiej stronie rampy w mojej grupie offowej i w zespole muzycznym, problemem nie było dla mnie obnażenie mizernego torsu, o tyle już kontekst tej akcji sprawiał mi dyskomfort. Dowiedziałem się mianowicie, że, upraszczając, moja obecność na spektaklu służy jedynie temu, żebym za chwilę, w przytulnym hotelu i przy dobrym alkoholu, wyzłośliwił się w parę minut na temat obejrzanego spektaklu, za nic mając wytężoną wielotygodniową pracę kilkudziesięcioosobowego zespołu, i zgarnął za to niebotyczną wierszówkę. Nie było w tym zaproszenia do rozmowy, nawet krzty zainteresowania, wobec kogo te oskarżenia są kierowane. Było za to ugruntowywanie mitów, dość najwyraźniej okrzepłych w naszej kulturze, żeby wywołać rechot wgapionej w krytycki tors widowni. Tego nas nauczono.

Szanowni współwidzowie i drodzy koledzy artyści! Poza kilkoma z nas, których nazwisko jest marką, a zanim nasze się nią nie staną, my nie żyjemy z naszego zawodu. Każdy tekst, jaki publikujemy, to inwestycja – w przejazd, nocleg, wyżywienie, często biletkupon uprawniający do wejścia na przedstawienie, zazwyczaj… – która w razie publikacji zwraca się po kilku miesiącach w postaci honorarium w wysokości średnio od 80 do 300 złotych i niekiedy zwrotu za transport. Poza tym – studiujemy do upadłego, prowadzimy warsztaty, panele dyskusyjne, obsługujemy gazety festiwalowe, łapiemy się zajęć gdziekolwiek około pracy w kulturze, w okresach posuchy stajemy na kasie w kawiarniach. Dokładnie tak samo jak Wy, aktorzy świeżo po dyplomie, reżyserzy bez debiutu. Po czym jedziemy na drugi koniec kraju zobaczyć Waszą pracę, kiedy już Wam się uda gdzieś zaczepić, bo jesteśmy jej ciekawi. Chcemy zdać z niej relację. Jeżeli zapytacie: po co – zazwyczaj nie wiemy. Przecież nie dla pieniędzy. Łatwiej uargumentować, że to praca na nasz rozwój. A mówić o pasji jakoś głupio.

Cieszę się, że Nagroda im. Andrzeja Żurowskiego powstała i trwa już od kilku lat mimo zmieniających się wiatrów w polityce kulturalnej. To ważne – i marzy mi się, żeby przy oczywistym wsparciu AICT-IATC mogła stać się też pretekstem do dyskusji o specyfice naszego zawodu, centralnym wydarzeniem, przybliżającym pracę krytyków śledzącym nasze opinie – chcę w to wierzyć – czytelnikom i opisywanym, komentowanym artystom. Krytyka, która spełnia się sama, nie wychodząc ku spotkaniu w rozmowie, niewiele jest bowiem warta. I choć zawsze możemy się pocieszać myślą, że kiedyś nasze pisarstwo przyda się historykom teatru, pamiętajmy, że i im należeć się będą źródła możliwie najbliższe dzisiejszej teatralnej rzeczywistości. A teatr dzieje się dopiero wtedy, kiedy jesteśmy w nim razem.

Adam Karol Drozdowski


Tomasz Kowalski zaprasza do konkursu im. Żurowskiego

Do końcowego terminu nadsyłania recenzji na Konkurs im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych pozostały dwa tygodnie (do 31 marca). Tomasz Kowalski, laureat drugiej edycji zaprasza młodych krytyków do udziału w konkursie:

Drogie Krytyczki, Drodzy Krytycy,
wszyscy chyba znamy dobrze to uczucie, kiedy po obejrzeniu spektaklu siadamy do komputera, próbujemy uporządkować własne myśli, szukamy słów mogących oddać to, co w danym przedstawieniu zainteresowało nas, poruszyło lub zirytowało… I piszemy. Idzie to wolniej lub szybciej, gładko lub opornie, wreszcie powstaje RECENZJA. Ale jakie wrażenia mają czytający nasze teksty? Tego zazwyczaj najtrudniej się dowiedzieć. Owszem, dostajemy uwagi od redakcji, czasem ktoś (najczęściej znajomy) odniesie się jakoś do tego, co napisaliśmy, autorzy teatralnych blogów mogą liczyć na komentarze, zasadniczo jednak rzadko zdarza nam się konfrontować z odbiorcami. Dlatego zachęcam do wzięcia udziału w piątej już edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego. Choćby po to, żeby sprawdzić, czy teksty, które wydają nam się szczególnie udane, znajdą uznanie Jury i przejdą do kolejnego etapu. Bo to już będzie wyraźny sygnał, że to, co napisaliśmy, trafiło do odbiorców, nawet jeśli nie każdemu uda się wygrać konkurs – czego oczywiście wszystkim z osobna życzę.

Tomasz Kowalski


 Do konkursu im. Andrzeja Żurowskiego zaprasza Alicja Müller

Alicja Müller, Laureatka I edycji konkursu młodych krytyków teatralnych im. Andrzeja Żurowskiego (2014, na zdjęciu po otrzymaniu nagrody podczas gali w Taetrze im. Gombrowicza w Gdyni) pisze do młodszych koleżanek i kolegów:

Drogie Koleżanki i Drodzy Koledzy Po Piórze,

jak pewnie same/i wiecie (a może wcale nie?) bycie recenzentką/recenzentem to zajęcie, któremu towarzyszy tyle samo radości, co zwątpienia. Wszak ciągle ktoś ogłasza kryzys krytyki, wieszcząc jej zmierzch. Nie tak dawno temu przysłuchiwałam się debacie poświęconej naszej profesji, podczas której pewien znany krytyk doszedł do wniosku, że z tych młodych to nic będzie. I chociażby dlatego warto tłumnie słać zgłoszenia na Konkurs im. Andrzeja Żurowskiego, żeby pokazać, że jest „duch w (młodym) narodzie”. W tej inicjatywie najbardziej (poza nagrodami oczywiście!) podoba mi się otwartość Kapituły na różnorodność języków i form. Wystarczy tylko rzucić okiem na teksty dotychczasowych laureatek i laureatów, by zobaczyć, że jurorki i jurorzy są dalecy od promowania jednego modelu pisania o teatrze i doceniają – przede wszystkim – oryginalność krytycznej myśli. Dla mnie krytyka teatralna jest nie tyle formułowaniem sądów, ile tworzeniem opowieści, które mówią tyle samo o teatrze, co o świecie i to jest, moim zdaniem, w naszym zawodzie najpiękniejsze. Ślijcie zatem swoje opowieści!

Alicja Müller


Szymon Spichalski zaprasza do udziału w Konkursie im. Andrzeja Żurowskiego

Ubiegłoroczny laureat Konkursu dla młodych krytyków im. Andrzeja Żurowskiego na recenzję teatralną, Szymon Spichalski, zaprasza do udziału w jego piątej edycji.

Do wszystkich młodych, zdolnych krytyków: piszcie i nadsyłajcie recenzje na kolejną edycję ogólnopolskiego konkursu im. Andrzeja Żurowskiego! Mile widziane są wszelkie recenzje spektakli, eseje poświęcone przedstawieniom czy konkretnym sylwetkom. Nie bójcie się zadawać trudnych pytań i wnikliwie przyglądać się myślom danego artysty. To ważne w dobie zbyt często pojawiającej się stronniczości i powierzchowności. Spektakl jest pewną wypowiedzią, z którą wchodzicie w dialog(gr. dialogos = rozmowa), 1. podstawowa forma wypowiedzi w d…. I to od Was zależy, jakich argumentów w tej rozmowie użyjecie.

Komisja Konkursu ceni przejrzystość oraz różnorodność. Nieistotna jest forma tekstu, recenzja teatralna nie musi bowiem być oparta na jakimś konkretnym szablonie. Zaznajomcie się z pismami Żurowskiego, Kotta czy Puzyny. Nie bójcie się inspiracji, ale szukajcie własnego stylu.

Wszystko w waszych rękach (i piórach)!

Szymon Spichalski


Kamila Łapicka zaprasza do udziału w Konkursie im. Andrzeja Żurowskiego

Drodzy Młodzi Koledzy,

nasz teatralny świat jest niewielki, bo wszyscy prędzej czy później się spotykamy, ale jednocześnie ogromny, bo piszemy o emocjach i zjawiskach, które nie mają wieku. Recenzencka praca, jak każda praca twórcza, jest pięknie subiektywna i daje dużo satysfakcji. Jeszcze więcej satysfakcji daje świadomość, że rozumieją nas i doceniają inni – aktorzy, reżyserzy, pisarze, koledzy po piórze. Dlatego zachęcam Was do wybrania trzech swoich tekstów i nadesłania ich na Konkurs im. Andrzeja Żurowskiego, w którym sama miałam szczęście wziąć udział i razem z Adamem Karolem Drozdowskim zdobyć laur edycji numer III. Ta wiktoria jest teraz honorowym punktem w moim zawodowym CV. Trzymam kciuki za wszystkich, którzy spróbują swoich sił w V edycji, bo każda próba jest już zwycięstwem.

Kamila Łapicka


Krytyk czasu przesilenia

W 5 rocznicę śmierci Andrzeja Żurowskiego

 Trudno, abym nie kochał teatru, skoro
drepczę wokół niego przez całe życie…

 

…Uprawiam zawód teatralnej pijawki. A wybrałem go między innymi dlatego, że głęboko wierzę w sens i wagę tego fantasmagorycznego fachu na scenie świata pozornych iluzji. Krytyk teatralny to właśnie przyssana do sceny pijawka. Tak ściśle jednak przyssana, że nie tylko pije ona teatralną krew, ale niepostrzeżenie staje się wręcz integralnym elementem teatralnego krwiobiegu. Sztuka sceniczna jest interpretacją świata; krytyka jest interpretacją obrazu świata migoczącego w scenicznym zwierciadle. Jest jakby – krokiem dalej…

Tak pisał Andrzej Żurowski o sobie w Rozmowach z Rafałem, ukochanym synem, w tekście opublikowanym w dwa lata przed śmiercią.

Zastanawiam się, kiedy poznałam Andrzeja Żurowskiego? Liczę precyzyjnie, żeby nie popełnić błędu nie tyle arytmetycznego, co ludzkiego. Otóż był to rok 1964 – pierwszy rok moich studiów w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Gdańsku, kierunek oczywiście filologia polska. Wymarzona? Wcale nie. Ale skoro miałam siostrę filologa – językoznawcę po Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, to postanowiłam się z nią pościgać. Ona z dobrej szkoły profesorów Klemensiewicza i Karasia, a ja marzyłam o literaturze, teatrze. Mój licealny polonista profesor Marian Waszkiewicz zaszczepił we mnie teatr. Był  miłośnikiem opery i mnie urzekło jego zaczadzenie sztuką sceniczną. Prowadził nas do Teatru Wybrzeże, wtedy sceny Jerzego Golińskiego i do Studia Rapsodycznego we Wrzeszczu, w którym nota bene kierownikiem literackim był Andrzej Żurowskim, o czym wówczas nie miałam pojęcia. I nasz polonista mówił po spektaklu o każdym przedstawieniu tak, jakby za chwilę miała znowu podnieść się kurtyna i rozpocząć się ponownie kolejne magiczne widowisko.

Poza tym trenował nas teatralnie: występowaliśmy w szkolnych spektaklach i działał kabaret Syfon, szkolne cudo, w którym min. grał Grzegorz Mrówczyński, ten sam reżyser, który bywa gościem Yoricka (jesteśmy oboje absolwentami IX LO w Gdańsku), a potem w tym kabarecie szalał Krzysztof Kolberger, którego wiódł ku teatrowi też mój polonista. Tak więc wybór WSP (a były wtedy egzaminy wstępne na uczelnie), było zwieńczeniem wcześniejszych zainteresowań, ale tak naprawdę marzyłam  o medycynie. Niestety, mdlałam na widok krwi.

Na filologii polskiej bez mała od razu, chyba w połowie pierwszym roku, chciałam starszemu koledze Andrzejowi Żurowskiemu – szefowi koła polonistów – udowodnić, że nie jestem „przypadkiem”, a prawdziwą aktywną miłośniczką teatru i może już nawet trochę „znawczynią”.

Andrzej potraktował mnie pobłażliwie, choć z pewną uwagą. Był bratem łata w sposobie bycia, żartował, trochę kpił i od razu zlecił mi coś tam do zrobienia. Nie pamiętam dokładnie szczegółów, ale wiem, że nie wywiązałam się odpowiednio i usłyszałam kilka uszczypliwych uwag. Obroniła mnie starsza koleżanka, dzisiaj profesor Ewa Nawrocka, także osoba ze wszech miar teatralna.  Wtedy jej tata był aktorem Teatru Wybrzeże, a ona publikowała pierwsze recenzje.

Żur natomiast – bo tak mówiliśmy o Andrzeju – nie bardzo mnie ujął swoim zachowaniem, choć na pewno zaimponował wiedzą. Był oryginałem, z sygnetem rodowym (herbu Leliwa) na palcu, rozwianą czupryną kędzierzawych blond włosów, zawsze miał rację i uważał się za najprzystojniejszego i nieomal najmądrzejszego wśród studentów – tak komentowałyśmy to z moją przyjaciółką Ireną.

Pierwszy referat Żura oczywiście o Szekspirze usłyszałam właśnie w kole polonistów. On już miał zajęcia i seminarium z profesor Marią Janion, a ja mogłam tylko marzyć o tym, by dostać się do tej „wtajemniczonej” grupy Mistrzyni. On już mówił językiem „hermeneutyki rozumiejącej”, a ja z uporem studiowałam słownik wyrazów obcych, by przyswoić mnogość terminów używanych przez doktorantów i studentów Profesor. Następne i kolejne spotkania z Andrzejem przebiegały bez wstrząsów. On zawsze gdzieś się wybierał otoczony  wianuszkiem ładnych starszych i młodszych koleżanek, a ja przystosowywałam się do bycia studentką, więc po prostu czytałam w semestrze po kilkadziesiąt lektur obowiązkowych i wszelkich innych, zaliczałam kolejne przedmioty, by wreszcie dobrnąć do upragnionego seminarium u profesor Marii Janion. Tam już spotykałam Andrzeja regularnie, bo on pisał u pani profesor pracę magisterska a potem doktorską. Obie oczywiście o Szekspirze.

Maestra uczyła jak wyciągać szyję i wychylać głowę – pisał po latach. Żurowski nie należał do grona stałych admiratorów Mistrzyni, czyli tego „wianuszka”, który w przerwie w zajęciach, wędrowali z panią Profesor do baru mlecznego na obiad. Te spacery z ulicy Sobieskiego we Wrzeszczu na ulicę Grunwaldzką były swoistym długim rytuałem. Odbywały się co dwa tygodnie, bo z taką częstotliwością przyjeżdżała profesor Janion do Gdańska.

Na piątym roku Andrzej wraz z Joanną Konopacką, koleżanką z roku także zafascynowaną Szekspirem w tamtym czasie, zdobyli główne nagrody w konkursie ogłoszonym chyba przez British Council, albo jakiś college (tu moja pamięć jest zawodna) na esej o twórcy Hamleta, a ściślej chyba o recepcji jego utworów w Polsce. Pamiętam, że autentycznie zazdrościłam im nagrody – wyjazdu do Wielkiej Brytanii. To był rok chyba 1967. Po powrocie opowiadali w kole polonistów o pobycie, dzielili się wrażeniami. I było to magiczne spotkanie. Podziwiałam Joasię i Andrzeja.

Joanna po latach została dyrektorem Wydawnictwa Morskiego w Gdańsku, a potem prowadziła z wielkim sukcesem oficynę Oskar i wydała całą serię książek Güntera Grassa w świetnym przekładzie Sławomira Błauta – wielkiego znawcy i miłośnika prozy Grassa. Żurowski czytał Grassa, bośmy i o tym też kiedyś rozmawiali. A poza tym Grass mieszkał w jego Wrzeszczu, miejscu szczególnym na ziemi, dzielnicy Gdańska, w której Andrzej z rodzicami pojawił się prosto z Drohobycza w 1945 roku. I targ, na który chodził jako chłopiec z babcią Wisią, mieścił się o dwie ulice od mieszkania Oskara, a także od domu, w którym spędził był dzieciństwo Oskarowy ojciec – Günter Grass. To też jest temat intymny mojego dzieciństwa….– pisał w Rozmowach z Rafałem. Po latach nawet napisał do Grassa list, który zaczynał słowami „Drogi Sąsiedzie!”.

Zaraz po studiach Andrzej Żurowski trafił do pracy w telewizji gdańskiej, w której utkwił na 34 lata. Dzisiaj zastanawiam się, jak on tam wytrzymał, ale wtedy wiem na pewno, że był przejęty, zafascynowany i dumny, bo to było najważniejsze, młode i modne medium, często dyktujące rytm pracy różnych dyrektorów i urzędników, którzy z pewnym nawet lękiem powtarzali:  telewizja będzie za chwilę, albo telewizja się spóźni – musimy poczekać!

Andrzej przeszedł w telewizji wszystkie szczeble wtajemniczenia: od „prostego” redaktora do publicysty, był kierownikiem Redakcji Teatru, kierownikiem Redakcji Artystycznej, zastępcę redaktora naczelnego ds. artystycznych. W tym czasie  ja pracowałam w Rozgłośni Regionalnej Polskiego Radia w Gdańsku w redakcji literackiej. Trafiłam do radia w roku 1969. Nasze drogi: Andrzeja i moje często przecinały się zawodowo. Pisałam recenzje teatralne, kiedy pozwoliła mi na to pani Malwina Szczepkowska – zastępczyni redaktora naczelnego w radiu gdańskim, wielka recenzentka na Wybrzeżu i znawczyni teatru, przedwojenna literatka, autorka kryminałów i powojennej monografii Teatru Wybrzeże, a także osoba, która wylansowała na ogólnopolskiej antenie radiowej Henryka Bistę. Henryk czytał w odcinkach jej kryminał zatytułowany Ręka. Długo czytał i to było prawdziwe odkrycie głosu Bisty. Praca Bisty w radiu, tak jak wielu gwiazd Teatru Wybrzeże min. Tadeusza Gwiazdowskiego, Lecha Grzmocińskiego, Krystyny Łubieńskiej, Haliny Słojewskiej, Haliny Winiarskiej, Anny Chodakowskiej, Leszka  Szalawskiego, Stanisława Igara, Jerzego Kiszkisa, Jerzego Łapińskiego, Staszka Michalskiego, Joanny Bogackiej, Krzysztofa Gordona, Andrzeja Piszczatowskiego…mogłabym wymieniać i wymieniać…a więc praca w radiu tych artystów pozwoliła mi lepiej poznać ( i zrozumieć!) środowisko teatralne: aktorów, reżyserów, scenografów. To właśnie im: Jerzemu Golińskiemu, Zygmuntowi Hübnerowi, Markowi Okopińskiemu, Stulowi Hebanowskiemu, Ryszardowi Majorowi, Marcelowi Kochańczykowi, Krzysztofowi Babickiemu, Krzysztofowi Nazarowi, a także Alemu Bunschowi, Jadwidze Pożakowskiej, Marianowi Kołodziejowi zawdzięczam lepsze i mądrzejsze rozumienie teatru, w którym również utwierdzał mnie i wspierał Andrzej Żurowski. Był on już wtedy znanym krytykiem teatralnym w Polsce, należał do Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, działał w klubie krytyki teatralnej, a ja dopiero wstępowałam do SDP w roku 1971.

W Gdańsku pod okiem mojej  znakomitej szefowej radiowej w redakcji literackiej Reginy Witkowskiej, znawczyni literatury i  miłośniczki teatru szlifowałam warsztat recenzenta. Czasami zapraszano mnie i  Andrzeja do programu jako „dwugłos recenzencki”. Bywało, że różniliśmy się pięknie w ocenach spektakli, szczególnie Teatru Muzycznego Danuty Baduszkowej i potrafiliśmy dyskutować zajadle, ale też często mieliśmy podobne teatralne gusta i przedstawialiśmy zbieżne myślenie o teatrze, szczególnie gdy analizowaliśmy spektakle Teatru Wybrzeże, czy Teatru Ziemi Gdańskiej prowadzonego na początku lat 70. przez Waleriana Lachnitta (dzisiaj to Teatr Miejski w Gdyni).

Pamiętam szczególnie nasze dyskusje po dwóch głośnych spektaklach Teatru Wybrzeże: prapremierze Termopil polskich Tadeusza Micińskiego w reżyserii Marka Okopińskiego i również po prapremierze  Ulissesa James’a Joyce’a w reżyserii Zygmunta Hübnera. To było w Rozgłośni Polskiego Radia w Gdańsku.

Potem, w drugiej połowie lat 70. był czas przerwy w naszych kontaktach zawodowo- teatralnych. Andrzejowi urodziły się dwie córki: Ania i Alicja, ale tempa życiowego i zawodowego nie zwalniał. Jeździł na festiwale, oglądał setki spektakli, jurorował w konkursach. Był obecny w wielu miejscach, co na pewno nie przysparzało mu przyjaciół, tym bardziej, że był spoza Warszawy i Krakowa, a w tamtych latach to były bardzo ważne, opiniotwórcze ośrodki.  Rozważał po latach z dystansem problemy prowincjonalizmu i prowincjonalności. Uważał, że prowincjonalizm to stan ducha, a nie obrzeża umysłu. Wiedział jednak w połowie lat 70., że najważniejsi historycy teatru i krytycy teatralni byli rodem z dwóch stolic: dawnej i aktualnej.

Andrzej bywał nadmiernie jowialny, ale i kordialny w sposobie bycia. Lubił towarzyskie spotkania ostro zakrapiane i długie nocne Polaków rozmowy. Nigdy tego nie ukrywał. Jego stan w takich sytuacjach budził różne komentarze, szczególnie osób postronnych.

Legendarne były opowieści o jego lęku przed lataniem, który musiał tonizować czymś mocniejszym.  Nie znoszę podróży – mówił wiele razy.  Pisał: w podróży nie znoszę samotności i tego analizowania siebie niczym osobliwego motyla na szpilce. A nosiło go po świecie i po kontynentach. Upijał się w samolocie, jakby w tym upatrywał ucieczkę od niezbyt życzliwego świata i… od siebie.

A w latach 80., kiedy zachwiała się kolejny raz polska historia i przerwany został dramatycznie „karnawał Solidarności” opowiedział się – tak twierdzili niektórzy koledzy po fachu – po niewłaściwej stronie. Został w telewizji, zapisał się do nowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich RP, które powołano po restrykcjach wobec wcześniejszego SDP i po weryfikacji wielu dziennikarzy w różnych redakcjach. To był paskudnie trudny czas. Wtedy  pracowaliśmy razem i pamiętam te długie rozmowy, o tym, co zrobić, jak się zachować, z czego korzystać, a co odrzucić. Andrzej, zdeklarowany ateista (Jestem zabity ateista; ateista po brzegi wypełniony – niespełnioną dla mnie tęsknotą za wiarą – pisał i dodawał: Ateizm (…) z całą pewnością to nie jest postawa lekka, łatwa i przyjemna, nie wyobrażał sobie korzystania ze wsparcie sfer kościelnych, a miał na utrzymaniu rodzinę i musiał pracować. Wtedy różni oceniający nie bardzo to rozumieli. A on uważał się za „zakutego legalistę rodem z tamtych czasów”, które go odpychały i pociągały zarazem, i na pewno kształtowały. Tak często mówił o PRL-u. Nie należał do partii, nie był wtajemniczony w strategiczne sprawy wagi państwowej, ale ocierał się o mechanizmy władzy i przyjaźnił się (autentycznie!) z niektórymi ludźmi władzy. Jeden z największych jego przyjaciół „od teatru i wódeczki” był nawet ministrem. To mu nie tworzyło dobrej aury w różnych opiniach powielanych w środowisku. Żądano wyjaśnień, a on przewrotnie milczał, albo z uśmiechem opowiadał cokolwiek. Nie tłumaczył też, dlaczego w stanie wojennym przestał być funkcyjnym w telewizji. Na trzeźwo mówił, że jest pragmatyczny. Po pijaku – uciekał w stany nirwany.

Pamiętam naszą wizytę u profesora Konrada Górskiego w Toruniu w roku chyba 1982 lub 1983 i to zdanie wiekowego już wówczas humanisty: „polityka jest to sztuka uzyskiwania rzeczy możliwych”. Po tej wizycie nie rozmawialiśmy jakiś czas.

Na początku lat 80. też „walczyliśmy” przy analizie przedstawień jako recenzenci nie tylko w telewizji gdańskiej. Andrzej był zastępcą redaktora naczelnego do spraw artystycznych w ośrodku gdańskim, a ja prowadziłam redakcje publicystyki kulturalnej. Nota bene to Andrzej ściągnął mnie do telewizji i zaproponował prowadzenie redakcji. Naiwna byłam, bo nie wiedziałam, w jakie wpadam „gniazdo i w jakich czasach”.

Ale wtedy miałam okazję przyjrzeć się z bliska pracoholizmowi Żura, jego miłości do teatru i uporowi. Pisał o teatrze stale – jak w transie, kiedy goniły go terminy albo potrzeba wyrażenia opinii. To były tysiące artykułów publikowanych w różnych pismach: sprofilowanych teatralnych, ale też w prasie opiniotwórczej. Realizował programy telewizyjne, cykle które do dzisiaj nie mają dokumentacyjnie sobie równych: Zawsze teatr,  Teatr polski. Wieczór  w teatrze z Andrzejem Żurowskim, Teatr czyli świat. Pisał scenariusze, tworzył monodramy, nadzorował widowiska baletowe i spektakle teatralne nagrywane w gdańskim ośrodku telewizji. Uwijał się jak w ukropie. Miałam wrażenie, że ciągle się śpieszy, jakby obawiał się, że czegoś  nie zdąży zrobić. Równolegle pracował jako adiunkt na Uniwersytecie Gdańskim, na studiach dziennych i podyplomowych. Był selekcjonerem i doradcą artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku.

Odejście z telewizji (w 2001 roku) definitywnie zamienił na pracę naukową. Był dyrektorem Instytutu Polonistyki w Akademii Pomorskiej w Słupsku, prowadził Katedrę Historii Kultury Europejskiej  w szkole wyższej w Gdyni, wykładał  w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku i cały czas pisał książki. Wydał 25 pozycji, blisko połowa publikacji poświęcona została dramatom, realizacjom i recepcji Szekspira w Polsce, i na świecie. Kiedy uzyskał stopień profesora belwederskiego nie zwolnił, pracował nadal intensywnie. Bodaj najważniejsza jego książka  MODrzeJewSKA, którą słusznie w ubiegłym roku profesor Józef Bachórz uznał za najbardziej ważkie i bardzo dobrze udokumentowane dzieło naukowe w karierze Andrzeja Żurowskiego, ukazała się w roku 2010.

To szaleństwo aktywności i pracy potrafił Żurowski przełamywać niespodziewaną… rodzinną podróżą z żoną Magdą i dziećmi: Kają i Rafałem.

Byłam z Krzysztofem Gordonem – aktorem Teatru Wybrzeże świadkiem na drugim ślubie Andrzeja: z Magdą Oller w sierpniu 1988 roku.

Magda przyjechała do Gdańska na praktykę z Krakowa z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Trafiła do mnie w telewizji na pierwsze spotkanie. To był rok 1984. Wiedziałam od razu, że jest pasjonatką teatru i że jej wiedza bardzo się przyda w redakcji. Umówiłam ją  z Andrzejem na rozmowę. Potem Magda realizowała wiele samodzielnych ważnych programów teatralnych w telewizji już jako Magda Żurowska, szczególnie upodobała sobie Teatr Muzyczny w Gdyni: od Baduszkowej do Gruzy.

***

Napisałam ten tekst 5 stycznia 2018 roku, dokładnie w piątą rocznicę śmierci Andrzeja Żurowskiego. Przeczytałam na nowo kilkaset stron z jego książek. Niektóre odkrywałam na nowo. Inaczej.

Jedyne, co autentycznie interesuje człowieka – to drugi człowiek. Przeto i w teatrze zawsze – niezmiennie: pod makijażem, maską, pod konwencją – najważniejszy, jedynie ważny jest człowiek. Jego osobowość, jego myśli i namiętności. Aby je wyrazić, aby między sceną a widownią zawęziła się nić porozumienia – scena z widownią muszą się wprzódy „umówić”, przystać na konwencję, którą wyrażą świat. Figurę świata. Konwencję, która przestanie być tylko formą, czyli pustym obracaniem szkiełek w latarni czarnoksiężnika. Przestanie być zauważalna jako „konwencja”. A wówczas kultura opowie naturę.

Naturę rzeczy i ludzi. Bo przecież na dobrą sprawę tylko o to nam idzie, kiedy spotykamy się w teatrze twarzą w twarz.

I tak znowu stanęłam twarzą w twarz z krytykiem, którego wydawało mi się, że znam. Krytykiem w Czasie przesilenia.

Alina Kietrys

 (Tekst opublikowany 6.01.2018 roku na stronach www. AICT w 54 numerze Yoricka, który poświęcono Profesorowi Andrzejowi Żurowskiemu, a dedykowano Jego żonie Magdzie Żurowskiej).